Postawiłam na Jezusa i do dziś dnia nie żałuję!

Witam, mam na imię Beata i pochodzę z Sanoka – niewielkiego miasta na Podkarpaciu. Chciałabym opowiedzieć historię swojego życia.
Jestem najmłodsza spośród mojego rodzeństwa (jest nas czworo). Przez to najdłużej przytulałam się do rodziców i najdłużej przebywałam na ich kolanach. Zawsze mówiłam przy rodzicach to, co chcieli usłyszeć (np. że lubię chodzić do kościoła, mimo że nie lubiłam). To było powodem drwin dla mojego rodzeństwa, a dla mnie do wstydu, dlatego stałam się nieśmiała i zamknięta na rówieśników. Sytuacja z domu powieliła się w szkole – częstymi wypowiedziami na lekcjach i dobrymi ocenami zjednywałam sobie nauczycieli, a koledzy i koleżanki lubili mnie tylko podczas sprawdzianów. Chciałam być jak moja starsza siostra – popularna i lubiana. Marzyłam też o tym, żeby mieć z nią bliską relację, usłyszeć od niej, że mnie kocha i móc się do niej przytulić. Ona jednak odrzucała mnie. W celu pozyskania jej sympatii robiłam cokolwiek chciała. Nauczyłam się przez to poczucia niższości i dawałam się wykorzystywać.
Nie lubiłam siebie, więc starałam się zachowywać jak ktoś, kim nie jestem, ale nie wychodziło mi to, więc byłam odrzucana i wyśmiewana przez rówieśników. To spowodowało, że nie czułam się dobrze sama ze sobą, miałam pustkę w sercu i wiele kompleksów, co z kolei doprowadziło mnie do silnej chęci posiadania chłopaka. Marzyłam o moim „księciu z bajki” odkąd skończyłam 12 lat. Myślałam, że dzięki niemu stanę się lubiana, że będę miała wyższą samoocenę i że będę szczęśliwa. Założenie rodziny miałam za priorytet w swoim życiu. Byłam bardzo kochliwa, a wszyscy chłopcy, którzy mi się podobali, odrzucali mnie.
W końcu pojawił się chłopak, który mnie zechciał. Miałam wówczas niecałe 19 lat. On mówił mi wiele rzeczy, które chciałam i potrzebowałam usłyszeć – że jestem piękna, wspaniała, kochana… To były słowa, których nie słyszałam od najbliższych mi mężczyzn – taty i braci. Czułam się więc dowartościowana. Nabrałam nieco pewności siebie i zdobyłam kilka koleżanek na studiach. Na chwilę zdobyłam swoje szczęście. Jednakże ja i mój chłopak nie umieliśmy nawiązać ze sobą zdrowej relacji. Oboje oczekiwaliśmy od siebie nawzajem rzeczy, których nie umieliśmy dać. Często się kłóciliśmy, a mój chłopak manipulował i kontrolował mnie. Już po około dwóch miesiącach naszego związku musiałam prosić go o zgodę na wyjście pod namioty ze znajomymi czy dyskotekę. Musiałam również każdego dnia wysyłać mu zdjęcie, aby pokazać mu, jak jestem ubrana. Nie mogłam rozmawiać z żadnymi chłopakami ani wybywać z domu do miejsca, gdzie nie było Internetu, bo on chciał być ze mną ciągle w kontakcie. Czułam się przykuta do domu. Podczas każdej kłótni, nawet kiedy to była jego wina, to ja musiałam przepraszać. Ja z kolei oczekiwałam, że on zawsze będzie dla mnie dostępny. Mogliśmy rozmawiać ze sobą nawet do trzeciej w nocy, ale kiedy kończyliśmy, za każdym razem było mi przykro i płakałam. Chciałam, żeby on miał czas kiedy i ja go miałam. Wiele rzeczy chciałam wymuszać płaczem. Na początku nawet mi się udawało, ale po jakimś czasie, gdy tylko zaczynałam płakać, on robił to również, aby przywieść mnie do poczucia winy. Te wydarzenia poprowadziły nas do wzajemnego nieprzebaczenia. Potrafiliśmy wypominać sobie rzeczy nawet z samego początku naszego związku.
Moim marzeniem było pozostanie w czystości aż do dnia ślubu. Jednak w obawie przed odrzuceniem nie odmówiłam mojemu chłopakowi i nasz związek był nieczysty. Czułam się z tym źle, lecz ukochany powtarzał mi, że i tak będzie moim mężem w przyszłości więc nie muszę walczyć z poczuciem winy. Ja jednak za każdym razem, gdy od niego wracałam (mieszkał w Londynie), przepraszałam Boga za moje złe zachowanie i obiecywałam Mu, że to się więcej nie powtórzy. Spowiadałam się z tego i zwykle mniej więcej przez tydzień czasu od spowiedzi nie rozmawiałam z chłopakiem na nieczyste tematy. Ostatecznie, po dziewięciu miesiącach związku, zerwaliśmy.
W tym czasie sytuacja w mojej rodzinie była dosyć nieciekawa. Mieszkałam z rodzicami, moim najstarszym bratem, jego żoną i dwójką ich dzieci. Brat ze swoją żoną lubili wypić a potem bili się. Na nas spadała odpowiedzialność zajmowania się dziećmi. Cała rodzina przez nich nie miała spokoju. Mama zawsze powtarzała, że wyrzuci ich z domu, ale nigdy tego nie zrobiła. Za to się na nią obrażałam, a brata i bratową traktowałam bardzo źle – wyzywałam ich, krzyczałam na nich i, gdy rano sprzątałam, specjalnie mocno uderzałam miotłą o drzwi ich pokoju, aby ich obudzić. Celowo na weekendy wybywałam z domu na dyskoteki, do kuzynek lub koleżanek, gdzie się upijałam i bawiłam, aby zapomnieć o problemach. W tym wszystkim widziałam, że zachowanie mojej siostry było inne. W przeciwieństwie do mnie, ona nie wyklinała brata, nie martwiła się o tę sytuację, nie zapijała smutków, a podczas kłótni, opiekowała się dziećmi i słuchała chrześcijańskiej muzyki. Miała pokój, którego ja nie miałam, a który chciałam mieć.
Zerwanie z chłopakiem było tutaj „oliwą do ognia”. Martwiłam się o sytuację w domu i bardzo cierpiałam po rozstaniu. Zaczęłam pić jeszcze więcej i jeszcze częściej chodziłam na imprezy. Upijałam się co najmniej raz w tygodniu. Dodatkowo zaczęłam podpalać papierosy. Noce spędzałam płacząc w poduszkę. Często dzwoniłam do siostry, która wtedy mówiła mi o dobroci Bożej, zalecała modlitwę, zachęcała. Ja jednak nic z tego nie przyjmowałam. Ona była nowonarodzoną chrześcijanką, a ja nie chciałam rezygnować z katolicyzmu. Rozmawiałam z nią tylko po to, żeby na chwilę poczuć się lepiej i się wyżalić.
W całym chaosie, w jakim byłam, chciałam też być blisko Boga. Chodziłam więc do kościoła katolickiego częściej niż co niedzielę, modliłam się na różańcu, spowiadałam się co miesiąc i przed każdą mszą czytałam przeznaczony na nią fragment Pisma Świętego. W wolnym czasie czytałam również świadectwa ludzi, którzy nawrócili się na katolicyzm. Po jakimś czasie natknęłam się na reklamę internetową. Brzmiała ona: „Czy szukasz Boga?”, kliknęłam na napis bez namysłu. Była to strona chrześcijańska szukajacboga.pl, gdzie znalazłam informacje o tym, że aby rozpocząć nowe życie należy tylko pomodlić się prostą modlitwą, którą chętnie przeczytałam w myślach. Znalazłam tam piękny list miłosny od Boga i informacje, dlaczego religia poniża kobiety w przeciwieństwie do Jezusa. Brzmiało to identycznie jak słowa mojej siostry. Wiedziałam już, że coś jest nie tak z wiarą katolicką. Mimo to stwierdziłam, że zapomnę o tej stronie i o słowach, które przeczytałam. Poszłam się wyspowiadać do kościoła, do którego nie miałam w zwyczaju chodzić. Zostałam na mszę. Usłyszałam, że jest tam możliwość chodzenia na spotkania odnowy w Duchu Świętym, a już wcześniej myślałam o uczestnictwie w tej społeczności. W następnym tygodniu przyszłam na spotkanie. Mowa była o wyjeździe do Częstochowy, gdzie bardzo chciałam pojechać z grupą. Wcześniej jednak obiecywałam koleżance, że pojadę z nią do Zakopanego. Nie chcąc łamać danego słowa, wybrałam się z nią, nie wiedząc, co mnie tam spotka…
Spędziłyśmy prawie cały czas na Krupówkach pijąc piwo, bo nie chciało nam się chodzić po górach. Mama i siostra namawiały nas jednak na wyjście na Morskie Oko. Z wielką niechęcią w ostatni dzień przed powrotem zdecydowałyśmy się tam pójść tylko dlatego, że bilety były niedrogie. W drodze na górę usłyszałyśmy mężczyznę wołającego do kogoś: „Jesus loves you!” (ang. Jezus cię kocha), na co my zareagowałyśmy głośnym śmiechem. Mężczyzna podszedł do nas i (całą rozmowę przeprowadziliśmy po angielsku) zapytał: „Czy chcecie się z nami pomodlić?”, na co ja odpowiedziałam, że nie, tłumacząc, że ja idę do kościoła nazajutrz i tam się pomodlę. Mężczyzna przekonywał nas do modlitwy różnymi wersetami, z których najbardziej dotknął mnie: „Do każdego, kto przyzna się do mnie przed ludźmi, przyznam się i ja przed moim Ojcem, który jest w niebie; a każdego, kto mnie się wyprze przed ludźmi, wyprę się i ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10:32-33). „Nie wstydzę się Jezusa! I zaraz ci to udowodnię!” – pomyślałam i poprosiłam o podyktowanie słów modlitwy. Kiedy się modliłam, przez ułamek sekundy poczułam pokój wypełniający moje serce. Nazajutrz poszłam do kościoła i nie mogłam skupić się na tym, co mówił ksiądz. Zastanawiałam się czy kościół katolicki jest wypełnieniem pragnień Bożych, dlaczego część wersetów jest zachowana a większości się nie przestrzega, itd. Odnalazłam mężczyznę, z którym się modliłam na facebooku i okazało się, że pochodzi on ze Sri Lanki i jest pastorem kościoła w Niemczech. Zadawałam mu masę pytań i kłóciłam się z nim, tłumacząc, dlaczego kościół katolicki jest dobry. On jednak obchodził się ze mną z miłością i każdą swoją wypowiedź podpierał wersetami z Biblii. Wreszcie wysłał mi filmik na youtube mówiący o pochodzeniu KK. Wtedy już wiedziałam, że mam wybór: katolicyzm albo Bóg. Przez kilka następnych tygodni zasypiałam o trzeciej w nocy i budziłam się o szóstej rano, bo bałam się reakcji rodziny na wiadomość o opuszczeniu kościoła, a z drugiej strony chciałam podążać za Jezusem.
Postawiłam na Jezusa i do dziś dnia nie żałuję! To On jest tym „Księciem z bajki”, od którego codziennie słyszę nowe komplementy. On uleczył mnie z kompleksów! Dzięki Niemu przebaczyłam mojemu bratu i jego żonie, i już więcej nie traktuję ich źle. Moja relacja z siostrą również uległa wielkiej poprawie. Przeszłyśmy przez półtoraroczny, bolesny proces przebaczania sobie nawzajem wielu rzeczy i przeproszenia się za jeszcze więcej, ale było warto! Teraz obie przeprowadziłyśmy się do Tarnowa, mieszkamy razem i cieszymy się bardzo głęboką, wspaniałą relacją. Tak jak sobie wymarzyłam, jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami! Pan również odnowił moją czystość i przywrócił mi godność. Nie żywię już urazy do mojego byłego.
Bóg nadal pokazuje mi wiele rzeczy. Czeka mnie jeszcze sporo zmian, ale wiem, że czegokolwiek On mnie uczy, to jest to dla mojego dobra i z miłości do mnie. W Nim jest cała moja ufność i zapewniam, że nie ma na świecie osoby, która zaakceptuje, pokocha czy pocieszy lepiej, niż sam Pan Jezus Chrystus! On powiedział: „szukajcie a znajdziecie” (Mt 7:7). Zachęcam Cię do poszukiwania Go i gwarantuję, że On da Ci się znaleźć w niesamowity sposób.

Beata

Print your tickets